Zarządzanie kryzysem – cztery historie dla menedżera
Cyceron powiedział kiedyś, że historia jest nauczycielką życia. Dotychczas story związane z epidemią, pandemią, mogliśmy oglądać w filmach science-fiction, nierzadko drwiąc przy tym z fantazji reżyserów i scenarzystów. Teraz jesteśmy jakby w środku tych opowieści, często nie wiedząc jak działać, by być profesjonalistą, dalej rozwijać siebie i biznes, przetrwać trudne chwile. Moje weekendowe rozmyślania przypomniały mi cztery osoby z kart historii, zapewne nie wszystkim znane, których czyny mogą stać się inspiracją nie tylko dla menedżerów, specjalistów, właścicieli firm.
Łukasz Wawrzeńczyk
Tytaniczna pycha kontra przezorność
Feralny kwietniowy wieczór, a raczej noc roku 1912. Arthur Henry Rostron, kapitan płynącego z Nowego Yorku statku Carpathia, otrzymał wezwanie o pomoc z tonącego giganta – Titanica. Skuteczna akcja ratowania rozbitków, w trakcie której Rostron wykazał się doskonałymi umiejętnościami nawigacyjnymi i organizacyjnymi, przyniosła mu sławę. Zadbał on o bezpieczeństwo własnego statku, szybkie dotarcie na miejsce tragedii, wyławianie ocalałych oraz należytą opiekę dla rozbitków. Pokazał przemyślane działanie, bez paniki i pochopnych decyzji, zgodne z planem, wprowadzając do niego modyfikacje wobec zastanej sytuacji. Przewidział potencjalne ryzyka, zaplanował stosowne rozwiązania. Okazał się, w przeciwieństwie do szefa Titanica, bardzo przewidującym dowódcą statku.
Kapitan najsławniejszego okrętu wycieczkowego wszechczasów, Edward Smith powiedział przed wypłynięciem w dziewiczy rejs, że nie potrafi sobie wyobrazić warunków, które mogłyby spowodować zatonięcie Titanica, ani żadnego innego wypadku. „Współczesne budownictwo okrętowe ma już tego rodzaju problemy daleko za sobą, zresztą ja nigdy nie doświadczyłem katastrofy, nie byłem w sytuacji zagrożenia” – zapowiadał buńczucznie.
Bycie menadżerem w dobie obecnej pandemii to wielki sprawdzian. Nie trudno uzyskiwać dobre rezultaty w czasie prosperity, gdy ludzie nie martwią się o „swoje jutro”. Prawdziwy test nadchodzi, gdy firma musi funkcjonować w kryzysie, a już szczególnie gdy zachodzą wyjątkowe, nieznane dotychczas okoliczności. Dzięki kapitanowi Carpathi, wiele osób przeżyło, kapitan Smith wraz z niezatapialnym statkiem poszedł na dno, topiąc wielu ludzi. Firma to nasz statek – bądźmy więc jak Rostron.
Co byś zrobił na miejscu Pietrowa?
Teraz przenieśmy się myślami do lat 80-tych. Na świecie panowały wtedy „ciekawe czasy” (interesujące, że wiele osób podobnie nazywa przełom II i III dekady XXI wieku). ZSRR napadł na Afganistan, więc siły NATO zapowiedziały przeniesienie arsenału zbrojnego w bezpośrednie sąsiedztwo supermocarstwa. 1 września 1983 roku Armia Radziecka podgrzała sytuację zestrzeliwując cywilny lot Korean Air 007, zanurzając się w widmie ataku nuklearnego ze strony USA.
Na tym tle pojawia się nasz kolejny bohater – ppłk Stanisław Pietrow. 26 września 1983 roku pełnił on dyżur w Centrum Wczesnego Ostrzegania Sił Powietrznych ZSRR o nazwie Sierpuchow-15. Zgodnie z doktryną Mutual Assured Destruction, w przypadku stwierdzenia ataku jądrowego, ZSRR miało odpowiedzieć natychmiastowym i pełnym zaangażowaniem całego arsenału nuklearnego. W praktyce, gdyby do tego doszło, oznaczałoby to początek końca. Końca nie tylko dwóch państw, ale pewnie i całego świata.
Pietrow zaalarmowany przez system o wystrzeleniu pocisku w stronę ZSRR zachował zimną krew. Przyjął, że doszło do błędu komputera. Chwilę później urządzenia potwierdziły jednak wystrzelenie kolejnych czterech rakiet! W tej sytuacji radziecki podpułkownik musiał podjąć niezwykle ważną decyzję, nie dysponując żadnymi innymi źródłami informacji. Mimo jasnych, suchych danych, złamał przyjęte zasady i postanowił nie podejmować działań odpierających atak.
Pietrow miał rację – to był błąd systemu. Jak tłumaczył później, „pomyślałem, że nikt nie zaczyna ataku jądrowego za pomocą pięciu rakiet”. Dzięki rozwadze, opanowaniu i odpowiedzialnemu podejściu zapobiegł wybuchowi kolejnej wojny. Dla dowództwa najważniejsze było jednak przede wszystkim nie wykonanie rozkazów przełożonych, złamanie procedur. Został wkrótce odsunięty od służby. Dopiero kilkanaście lat później przypomniała sobie o nim Europa. Posypały się nagrody, ale chwila sławy nie zmieniła jego losu i bohater, który ocalił świat zmarł zapomniany w 2017 roku.
Jaka z tego jest lekcja dla menedżera spytacie zapewne. Nie chodzi oczywiście o ratowanie ludzkości, choć mam nadzieję, że każdy z nas by się zachował tak jak Pietrow. W obecnych czasach pracujemy w warunkach dużego stresu, pod naciskiem właścicieli, pracowników, partnerów biznesowych, polityków. Nie powinniśmy jednak obniżać standardów, rezygnować z wyznawanych wartości. Jesteśmy profesjonalistami, wykonujmy sumiennie pracę, czyńmy przy tym świat lepszym. Kalkujmy, twórzmy plany awaryjne i nie bójmy się z nich korzystać, szukajmy nowych ścieżek rozwoju. Przestańmy być niewolnikami procedur. Koronawirus burzy wiele aspektów życia, lecz także stanowi szansę na lepsze jutro. W jaki sposób pokierujemy firmą będzie miało olbrzymie znaczenie, nie tylko dla nas, ale i dla wielu ludzi. To spora odpowiedzialność.
Zwyczajni, niezwyczajni
Często wieloletnie doświadczenie i powtarzalność określonych czynności są przyczyną uśpienia naszej czujności, prowadzą do rutyny w podejmowanych działaniach. Ofiarą takiego zachowania padł wcześniej wspomniany Smith, zaprzeczenie stanowi Andrzej Urbaszek, doświadczony maszynista PKP Intercity. Zatrzymał on pociąg kilka sekund po ruszeniu, gdy zauważył, że zniknął chłopiec stojący przy wagonie. Dziecko wpadło w szczelinę między torami a krawędzią peronu i tylko refleks, czujność oraz umiejętność przewidywania sytuacji Urbaszka uratowały życie pięciolatkowi.
Jeszcze ciekawszy przykład stanowi Chesley „Sully” Sullenberger, który awaryjnie wylądował pasażerskim samolotem na rzece Hudson w aglomeracji nowojorskiej – Airbus 320 zderzył się wcześniej w powietrzu ze stadem gęsi. Wkrótce specjaliści zaczęli mu zarzucać błędną decyzję sugerując, że dałby radę wylądować na lotnisku. Symulacje teoretycznie potwierdzały zasadność krytyki, dopóki nie wzięto pod uwagę czasu jaki miał na podjęcie decyzji Sullenberger i warunków stresu. Zainteresowanych zachęcam do obejrzenia filmu Sully z genialnym Tomem Hanksem.
Przykładów profesjonalnych działań w nietypowych sytuacjach można mnożyć. Niech Rostron, Pietrow, Urbaszek, Sully będą dla nas swego rodzaju benchmarkiem – bądźmy profesjonalni i przygotowani na wszelkie scenariusze. Nie popadajmy rutynę, która może zabić, nie tylko nasz biznes, wszak w gospodarce naczynia są powiązane.
Nadchodzące miesiące, lata, przyniosą wiele wyzwań, konieczność funkcjonowania w nietypowych, wręcz ekstremalnych sytuacjach, ciągłe zmiany. W zalewie niezliczonych informacji musimy zadbać o ich właściwą selekcję i aktualizowanie. Dotychczasowa wiedza pozostanie przydatna, ale bez właściwego „update”, bez analizy „tu i teraz” możemy doprowadzić przedsiębiorstwo/swoją karierę a nawet życie, do katastrofy.
Kończymy tak jak zaczęliśmy, cytatem. Jak to mawiała australijska pisarka Rhonda Byrne: „Sami piszemy historię. Pióro tkwi w naszych rękach, wynik zależy od tego, co wybierzemy”. Niech tych właściwych posunięć było jak najwięcej, głównie zależy to od nas.
Łukasz Wawrzeńczyk, Prezes Zarządu, ekspert w obszarze gwarancji ubezpieczeniowych